Właśnie wróciłem cały i zdrowy z wyjazdu do Bośni, do miejscowości Doboj, która znajduje się w Republice Serbskiej (w Bośni). Trasę miałem dość długą, wybrałem wariant Bielsko - Brno - Wiedeń - Maribor - Zagrzeb - Slavonski/Bosanski Brod - Doboj.
Myślę, że nie ma co opisywać jazdy przez Czechy i Austrię, bo trasy są ogólnie znane a widok ziewającego strażnika granicznego stał się powoli standardem. Zresztą Schengen za miesiąc z hakiem nadchodzi więc i ten widok zniknie.
Niemiła niespodzianka po przekroczeniu granicy AUT/SLO, od razu opłata w wysokości 0,75 EUR co dało w zamian kilka kilometrów autostrady. Potem było już tylko gorzej jeśli chodzi o drogi. W Mariborze remont drogi, sygnalizacja świetlna, tłok prawie jak u nas. Niestety budowa autostrady do Chorwacji nie jest dla Słoweńców priorytetem i te kilkadziesiąt km to wąskie gardło. Na granicy unijnej między SLO/HRV ciasno, TIRy stoją ale kolejka na 5 minut - dało się przeżyć, kontroli dla samochodów z odległą rejestracją nie ma żadnych.
Po stronie chorwackiej wreszcie pożądna droga, której na AdriaTopo nawet nie ma. Super były tunele, z których jeden miał chyba nawet i 1740 m długości. Niestety w Chorwacji autostrady są płatne (ale za to porządne). Od Zagrzebia krajobraz płaski jak stół, z lekkimi pagórkami po południowej jak i północnej stronie. Autostrada biegnie wzdłuż granicy z Bośnią i te górki na południu to już Bośnia.
Postanowiliśmy nie jechać główną drogą aż do Slavonskiego Samaca, tylko skrócić nieco wybierając teoretycznie gorszą drogę przez Slavonski Brod. Granica między HRV/BiH wiedzie przez most i generalnie jest bezproblemowa - popatrzyli w paszporty i można było jechać. Owszem był celnik ale jak zobaczył paszporty to machnął ręką. Miejscowych wyrywkowo kontrolowali jeśli chodzi o zawartość bagażnika.
Niestety jak jechaliśmy "do" to było ciemno i na atrakcje związane z widokiem kraju po wojnie musieliśmy poczekać do powrotu. Od razu za mostem granicznym powitały nas napisy w cyrylicy, że jesteśmy w Srpskiej Republice a nie żadnej Bośni. To jest fragment Bośni zamieszkany przez Serbów (w większości) będący formalnie w składzie BiH ale de facto silnie odrębny. Hotel mieliśmy 30km na południe od Doboja, w miejscowości uzdrowiskowej Banja Vrućica, nieopodal miasta Teslic, w którym stacjonowały polskie wojska w ramach misji w latach 1996-2000.
Wieczorem po przybyciu do hotelu była kolacja wraz z miejscowymi (byłem na delegacji). Oczywiście lali rakiję (super, z gruszek), żarcie dość tłuste ale smaczne, była gitara, śpiewy - słowem słowiańskie dusze.
Od rana miałem sprawy służbowe aż do obiadu i potem był powrót, który mnie nieco zszokował. Ilość spalonych domów, rozbitych z dział zrobiła na mnie duże wrażenie. Po 15 latach są one już miejscami przerośnięte drzewami, widziałem nawet tabliczki ostrzegające przed minami. Niektóre wioski po prostu nie istniały - były spalone a przy drodze były tabliczki z wygrawerowanymi popiersiami kto zginął. Zresztą w firmie, w której byłem też przed wejściem była tablica pamiątkowa informująca o śmierci 2 osób - obrońców tej firmy. Na metalowych drzwiach widać za setkę dziur po kulach.
Z drugiej strony w tej Serbskiej części nadal stoją meczety (ładnie odmalowane minarety), nadal żyją muzułmanie (widziałem kobiety z chustami na ulicy) i jakoś życie im się kręci i nikt już do siebie nie strzela. Obok stoją oczywiście cerkwie, bo to prawosławna w większości część BiH. Oczywiście Serbowie twierdzą, że mieszkają w Republice Serbskiej (nie dodając, że w Bośni), a muzułmanie dla nich to... Turcy.
To była skromna relacja (niestety nie było czasu na zwiedzanie), teraz zestaw foto (robiony z pędzącego samochodu):